Miał zawsze notes, niemały, który otwierał, gdy się umawiał i który jak symbol wskazywał na czas wypełniony każdego dnia po brzegi sprawami żyjącego Kościoła – Eucharystia (Missa), wykłady, konferencje i spotkania z ludźmi, wyjazdy, remonty, sprawy administracyjne, spotkania, rozmowy i spowiedzi. Nawet spacery dla odpoczynku były z kimś, kiedy można było w skupieniu omawiać sprawy zewnętrzne i wewnętrzne. Wszechstronność. To była osoba, która potrzebowała drugiego człowieka, ale i przyciągała, wzbudzając podobną potrzebę u innych. Może dlatego wciąż byli z nim ludzie. Potrzebujący, a jednocześnie jakoś dojrzali, odkrywający swoje talenty i sposoby dzielenia się nimi. Właściwie tylko tacy pozostawali przy nim na dłużej. Samodzielni i współpracujący, ale nie tyle z nim, co z Łaską, którą wspólnie odkrywało się prędzej i pewniej. To był osobliwy przewodnik i pasterz. Był, a jakby go nie było. Może nawet nie wiedział, jak odsłaniał i dawał pierwszeństwo Chrystusowi, budził do dialogu z Nim.
Ten notes wyglądał jak zapis pismem klinowym, chińskim, trudne do odczytania znaki, graficznie ciekawe, notowane w pośpiechu i często na stojąco, gdy się umawiał, ale znane tylko autorowi, wypełniające całe strony kalendarza. Tak jak ciasno było na tych stronach od zapisów, tak szczelnie wypełniony był każdy dzień Księdza Biskupa, odkąd go znałam. A jeszcze przy tym potrafił znaleźć czas na pisanie dziennika. Wielka aktywność i pracowitość, rzetelność i tempo, dyspozycyjność na okoliczności, nastroje, a jednocześnie balans. Modlitwa i skupienie były na liturgii, w pasmach ciszy, które chronił we wszystkich okolicznościach, wypełniał je swoją świadomą obecnością wobec Tego, którego wchłaniał całym sobą. Była to chyba cisza intensywna, na serio, absorbująca pokój Boży głęboko i prędko - jak było dane i jak wynikało z możliwości czasowych, na które się godził - bo to z nią wychodził ku ludziom, którzy zajmowali większość jego czasu. I dało się to odczuć. Sam był jak przestrzeń, przepastna głębia, w sobie nosił tę monumentalną aurę, która sprawiała, że rozmowa, spotkanie, tematy nabierały solenności, znaczenia, wzniosłości, tchnęły wielkością obecności Boga w każdym calu. Przy nim można było się nauczyć szanować, nie bagatelizować żadnego szczegółu codzienności, można się było nauczyć refleksji i pokory bezpiecznego bycia z Bogiem. Można się było przekonać o własnej godności, jeśli tylko udało się trafić w tę nutę, jaką brzmiało serce tego pasterza i naprawdę zrozumieć, co ma na myśli mówiąc takie czy inne słowa.
Notes, taki zwykły rekwizyt, a jednak doprowadził nas do wzniosłości… Cóż tak już jest – Ksiądz Biskup własnym przykładem uczył wszystkie rzeczy odkrywać i przeżywać w wielki sposób, bo to Bóg nadaje wielkość, a On jest wszędzie. Jak się go czytało opacznie, to wyglądał na wyniosłego, a naprawdę był pokorny i jednoznaczny, bez pozy i udawania – przejrzysty dla Pana. Ostatnio objawiło się to już bez kontekstu, samo w sobie.
s. Adelajda Sielepin CHR
noizz.pl/lgbt/bili-go-az-polamali-palke-rozmawiamy-z-ofiara-homofobicznego-ataku-w-krakowie/tqqwbxm
OdpowiedzUsuń