niedziela, 6 marca 2016

Jest się z czego cieszyć

Niedziela tradycyjnie nazywana Laetare przyniosła nam kilka powodów do radości:



1. Ludzie wyznają wiarę.

W naszej parafii w roku jubileuszu chrztu Polski ludzie wyznają wiarę. W każdą kolejną niedzielę Wielkiego Postu proboszcz zaprasza kolejne pokolenie parafian do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych. Dziś padło na ludzi ochrzczonych w latach 1960-1970. Kilku mężczyzn w sile wieku i kilkanaście eleganckich kobiet, część z nich zaopatrzona w świece chrzcielne, wystąpiło bez wahania na środek kościoła, aby na obrzędowe pytania: "Czy wierzysz w Boga Ojca..., w Jezusa Chrystusa..., w Ducha Świętego...?" odpowiedzieć: "Wierzę". 

Naprawdę nie musieli. Ale zrobili to. 

Było to niezwykle budujące. 


Zawichost


2. Wierzący księża są blisko.

Dziś w parafii zaczęły się rekolekcje wielkopostne. Po pierwszym dniu można się spodziewać, że będą dobre. Bez moralizowania, ale i bez kokietowania słuchaczy. Z akcentem na to, co jest sednem chrześcijaństwa, to znaczy na osobistą relację z Chrystusem. Cel zapowiedziany dziś przez księdza to wlanie nadziei w serca. 

Skąd taki ksiądz? Otóż z żadnych wielkich centrów duchowości, lecz zwyczajnie, drodzy państwo, zza miedzy. 




3. Bóg wie, co robi. 

Jest to wniosek może banalny, ale w sytuacjach takich, jak ta, sam się nasuwa. Chodzi o to, że te rekolekcje miał wygłosić zupełnie kto inny. Ale w ostatniej chwili okazało się, że nic z tego. Postawcie się w sytuacji proboszcza.

Co się robi w takiej sytuacji? Otóż bierze się z pocałowaniem ręki kogokolwiek, kto tylko zechce się zgodzić. Nawet wikarego z sąsiedztwa.

Co, jak widać, nie musi się wcale okazać porażką.

Może się wręcz okazać, że był w tym palec Boży.



Niniejszym uprzejmie donoszę: Kościół na prowincji ma się wcale nieźle. 

s. Monika




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz