poniedziałek, 14 marca 2016

Królewską Drogą na Święty Krzyż

Mieszkamy w województwie świętokrzyskim, którego nazwa pochodzi od jednego z najstarszych pasm górskich w Europie. Z kolei Góry Świętokrzyskie nazwę zawdzięczają relikwiom Świętego Krzyża, przechowywanym od siedmiuset lat w klasztorze na Łysej Górze, zwanej również po prostu Świętym Krzyżem.

Zawichost leży zaledwie 70 km od tego miejsca. Kilka z nas wybrało się do tego najstarszego sanktuarium w Polsce. Zdecydowałyśmy się wejść tam Królewską Drogą z Nowej Słupi. To najstarszy, dawniej jedyny, szlak do klasztoru. Tędy wszedł na Święty Krzyż Jagiełło, gdy w 1386 roku jechał z Litwy do Krakowa, by tam przyjąć chrzest i poślubić Jadwigę, by wespół z nią zostać królem Polski. 



Pokonanie drogi na szczyt trwa około godziny.



Na trasie, co zapewne nikogo nie zdziwi, napotykamy stacje Drogi Krzyżowej.



Widok na sanktuarium. Pierwotnie było tu opactwo benedyktyńskie. Obecnie gospodarzami klasztoru są Misjonarze Oblaci Najświętszej Maryi Panny. Tu bracia odbywają swój nowicjat. Organizowane są tu również rekolekcje powołaniowe. 



Święty Emeryk, węgierski królewicz. Według legendy przybył tu wyposażony przez ojca, króla Stefana Węgierskiego, w relikwie Krzyża. Podczas polowania zagubił się w puszczy, ale prowadzony przez anioła trafił na Łysą Górę, gdzie zaopiekowali się nim mieszkający tam mnisi. W podziękowaniu podarował królowi Bolesławowi Chrobremu relikwie, a król przekazał je tutejszemu klasztorowi.

Piękną charakterystykę świętego zawarto w zdaniu: "Twoja dusza była perłą". 



Wewnątrz sanktuarium spędziłyśmy czas na osobistej modlitwie i według indywidualnych potrzeb. Drzwi do kaplicy, w której przechowywane są relikwie Świętego Krzyża ozdobione są malowidłami na temat ukrzyżowania i jego teologicznego sensu. Tu możemy zobaczyć baranki młode symbolizujące chrześcijan (zwłaszcza nowoochrzczonych) zgromadzonych wokół stołu eucharystycznego, z którego czerpią siłę. 


Czas na szczycie minął szybko. Wracamy tą samą drogą.


Na dole można jeszcze skorzystać ze strumienia, żeby oczyścić buty, i jedziemy do domu. Zdaje się, że będziemy tu wracać. 



s. Monika



3 komentarze:

  1. To chyba nowicjat

    OdpowiedzUsuń
  2. Poznałam od razu po osóbce w białym habicie, jej butach i plecaczku. Przy okazji wartościowy wpis (nie miałam pojęcia o tym miejscu, a teraz prowadzimy dyskusje w rodzinie, by za jakiś czas odwiedzić to miejsce). Wielkie dzięki :D

    OdpowiedzUsuń